Trawersując Chełm – rower w akcji!

Tym razem miała to być dość typowa, spokojna, relaksująca wycieczka – zwłaszcza że całym pomysłodawcą trasy była Magda. Dałem jej pełną kontrolę nad planowaną trasą – no bo niby co takiego „dzikiego” może wymyślić baba? Ano może… Plan jak zwykle prosty w swej istocie – desant „karmnikiem” z rowerami w Grybowie, atak na Chełm, trawers w kierunku Klimkówki i powrót do punktu startu.

 

P1600702Początek bardzo romantyczny – wpatrzeni na drewniany most, wypatrując pociągu… No ale dość tego leniuchowania, trasa czeka. No ale wpierw trzeba siąść w Grybowskim rynku i zjeść lody. Wybór masakryczny, nie wiedziałem że w takiej miejscowości jest tyle lodziarni na tak małym metrażu… Jako przedstawiciel gatunku męskiego byłem zobowiązany do wybrania odpowiednich lodów oraz ich dostarczenia leżakującej samicy (ma kobita szczęście iż wybór smaków był ograniczony bo bym dał jej posmakować tropików – tak się kończy stwierdzenie „sam wybierz”). Próba przejścia przez jezdnię z gałkami w rękach była pierwszą próbą wytrzymałości i koordynacji ruchowo-pionowej (czyli ruszaj się szybko pozostawiając lody w pionie). No ale cóż to za wyzwanie dla tak wytrawnego trapera jak ja. Potem kilka rundek dookoła fontanny (celem rozgrzania roweru) i ruszamy. Wg mapy mamy gdzieś tutaj skręcić… czyli gdzie? 5 zjazdów w odstępach kilkunastu metrów, a na mapie jeden… Wybór prosty – tam gdzie sołtys położył najlepszy asfalt. Pierwsza górka dała się we znaki – w końcu to Beskid Niski HELOOUŁ! Po chwili płasko i znowu górka i tak w kółko parę razy. W końcu widzimy go – Chełm, piękna góra wybijająca się ponad 300m nad otaczające ją doliny. Trawersujemy dziada bokiem, wpadamy w las i… no właśnie zgadniecie? Tak! rozjazd! Na mapie oczywiście ni widu ni słychu, ma być prosto, problem tylko że droga odbija łukiem w prawo i lewo. Szybki rekonesans i uderzamy w lewo – tym razem się udało, no ale to nie koniec, przed nami kolejny rozjazd, znowu lewo i błąd… coś mnie tknęło po pół kilometra pędzenia w dół – przecież mieliśmy jechać wzdłuż Chełma a nie pionowo na dół! Znowu szybka analiza sytuacji i już wszystko wiadomo – trzeba z powrotem się wczłapać na górę.

P1600810

Szybko nadrabiamy straty i jedziemy dalej. Piękne widoki, piękne drzewa, piękne pola i piękne krzoki. Asfalt musimy przecież opuścić, no bo jak to tak, na wycieczkę samym asfaltem? Czas na dżunglę. Mijając Wawrzkę wbijamy się w las, nieduży, kawałeczek lasu – tak przynajmniej mówi mapa. Nie nadaremnie użyłem przed chwilą słowa „dżungla”. Po chwili z lasu wypada cała gromada pojazdów błotnych, oraz brązowych ludzi, których szło rozpoznać dopiero po tym, jak zdjęli kaski. Jakim cudem oni tak wyglądają? No tak, bagno na drodze… przecież nie można normalnie przejechać, jak kulturalny człowiek przez las, no bo co to za przyjemność? Szybka decyzja – trawersujemy bokiem drogi, manewrując między korzeniami, chaszczami i bagnem. I oczom naszym ukazuje się łąka… piękna, łagodna łąka… i pole uprawne… i ogrodzenie z drugu przy tym polu… i ścieżka koło tego drutu… i drzewa na tej ścieżce… i gęstwina na tej ścieżce… No do jasnej cholery, skąd tyle chaszczy?! Ledwo co taranem przebiłem się przez pierwsze 20 metrów, na całe szczęście dalej odnalazła się jakaś boczna droga. Chwila odpoczynku i zjazd w kierunku Klimkówki. Darowaliśmy sobie główną drogę i część trasy przejechaliśmy bocznymi dróżkami – tym razem bez niespodzianek. Ostatni odcinek to delikatna górka w stronę Białej Niżnej i koniec…

About the Author: